Wyjątki z kroniki Gavina Dębolistnego
Rok 506 eA tragicznym był dla świata, gdyż w niem właśnie stał się początek tego, co myśliwcy i smakosze z całego Znanego Świata opłakiwać po wsze czasy będą. Wtedy to właśnie, a dokładnie wiosną, zaczęto znajdować w lasach Siedmiogrodów i Księstwa Wzgórza pierwsze padłe tęgoryjce.
Znajdowano je w lasach i na traktach, wychudłe, wynędzniałe, ze skołtunionym futrem i krwawa pianą na pyskach. Te, które jeszcze żyły, miały przekrwione oczy i zanosiły się paskudnym, krwawym kaszlem. Mięso ich, zawsze smaczne i aromatyczne, śmierdziało teraz trupim odorem i miało paskudną, zielonkawą barwę. Początkowo znajdowano jedynie pojedyncze sztuki, ale już niebawem, w głębi lasów, w dębowych matecznikach Księstwa Wzgórza oraz w bukowych i sosnowych ostępach Siedmiogrodów, zacęto odnajdywac całe padłe stada. Sześć, osiem, a czasem i tuzin sztuk, leżących obok siebie.
Zaczęto tedy snuć, przypuszczenia, co się dzieje i dlaczego tęgoryjce, istoty potężne i zdałoby się, odporne na wszystkie choroby, padają tak gęsto. Kapłani z Antalii mówili, że to kara Ammana za niegodziwości, które dzieją się na świecie i że trwać będzie, póki wierni z całego kontynentu nie zjednoczą się by zniszczyć Ammafira Czarnoksiężnika i jego plugawe państwo. Druidzi z Księstw Granicznych i Siedmiogrodów twierdzili, że to skutki niecnych i sprzecznych z naturą eksperymentów, które prowadzono na tęgoryjcach w laboratoriach magów i uniwersyteckich pracowniach, chcąc zrobić z nich czy to bojowe monstra mające stanowić żer dla armii i gladiatorskich aren, czy to zwierzęta gospodarskie i hodowlane.
Naukowcy zaś, a szczególnie profesor von Klopf z CIUL, mieli jeszcze inną teorię, nie zakładającej boskiej interwencji czy magicznych mutacji. Profesor, śledząc chronologię doniesień o przypadkach padłych tęgoryjców, zauważył, posuwały się one z okolic siedmiogrodzkiego Turoboru na wschód do Księstwa Wzgórza i na zachód do Antalii i Hammerstein. Turobór natomiast stał się od pewnego czasu głównym celem podążających z Nowego Racławia karawan z towarami z Południowego Emiratu i Cesarstwa Xian. Profesor von Klopf zauważył też podobieństwo objawów występujących u padłych tęgoryjców i tych, które można było zaobserwować u wielbłądów chorych na południowa gorączkę krwotoczną. O ile jednak u wielbłądów choroba ta zazwyczaj nie miała przebiegu śmiertelnego, a o tyle u tęgoryjców zawsze kończyła się zgonem osobnika. Profesor von Klopf wyłonił wiec nowa jednostkę chorobową, którą nazwał mianem Emirackiego Pomoru Tęgoryjców (a którą akademicki światek hammersteinu nazywa po prostu Zarazą von Klopfa).
Tak czy inaczej, tęgoryjców było na świecie coraz mniej. A to, że było ich coraz mniej, spowodowało, że stały się coraz cenniejszą zdobyczą. Znów rozpoczęły się intensywne polowania na ostatnie zdrowe sztuki - każdy bowiem chciał zjeść ostatnią miskę kwaśnicy na tegoryjcowym łbie czy pęto tęgoryjcowej podsuszanej z chrzanem zanim te wspaniałe zwierzęta wyginą ostatecznie.
Odnotować tu muszę, że ostatniego tęgoryjca w Znanym Świecie zabił (choć być może niekoniecznie własną ręką) własną książę Corven, następca tronu Księstwa Wzgórza. Bestia nie poddała się bez walki i przed śmiercią mocno poraniła księcia, rozorawszy mu pazurzastą łapą udo i podbrzusze i zagrażając nawet jego życiu, ale wtedy interweniował jeden z paladynów z osobistej straży księcia, wbijając sztych miecza prosto w lewe oko zwierza. Mięso tego ostatniego tęgoryjca wylądowało w kiełbasach, ale łba i kości nie wrzucono go kwaśnicowego wywaru - jego wypchane truchło jest do dziś ozdobą jednej z wzgórzańskich osad, Greenhill.